Recenzja filmu

Manderlay (2005)
Lars von Trier
Bryce Dallas Howard
Isaach de Bankolé

Bezlitosne Manderlay

W swoim filmie "Manderlay" Lars von Trier po raz kolejny pokazuje, co myśli o Stanach Zjednoczonych Ameryki. Tym razem używa do tego celu sceny: plantacji, na której niewolnictwo nie umarło. Nie
W swoim filmie "Thorston ManderlayManderlay" Lars von Trier po raz kolejny pokazuje, co myśli o Stanach Zjednoczonych Ameryki. Tym razem używa do tego celu sceny: plantacji, na której niewolnictwo nie umarło. Nie jest to właściwie film o rasizmie, raczej drwina z powszechnie panującej opinii na temat tego, jak wielką wolność może dać człowiekowi Ameryka. Po opuszczeniu Dogville Grace wraz z ojcem i jego przestępczą świtą przemierzają Stany Zjednoczone. Po drodze, gdzieś na południu, napotykają się na pewną plantację zwaną "Manderlay", gdzie właśnie odbywa się lincz czarnoskórego pracownika. Właścicielka majątku, choć bardzo już stara, żelazną ręką dzierży władzę nad grupą murzynów, którzy okazują się jej niewolnikami. Wierząca w sprawiedliwość, wolność i równość Grace, naturalnie nie może tak sprawy zostawić. Przy pomocy pożyczonych od tatusia silnych argumentów, w postaci gangsterów z rewolwerami, szybko zaprowadza właściwe porządki i uwalnia uciśnionych. Jednak nic nie jest tak proste, jak się jej wydawało. Byli niewolnicy nie potrafią być wolni, nie wiedzą, jak dbać o własne interesy i potrzeby. Grace musi ponieść konsekwencje swojego czynu i zaopiekować się tymi ludźmi. Czuje się za nich odpowiedzialna, mówi, że to przecież tacy jak ona, biali, uczynili z nich to, czym są, ma więc obowiązek im pomóc. I oczywiście podejmuje się tej misji z ogromnym zapałem. Uczy murzynów nowego, wolnego życia, reorganizuje ich prosty świat, zmusza do podejmowania decyzji. Razem z nimi ciężko pracuje, razem z nimi przeżywa czas głodu i wielkie moralne dylematy, poświęca się sprawie "Manderlay" bez reszty... I oczywiście odnosi ogromną porażkę. Złośliwy von Trier znów daje widzom doskonały, przewrotny pokaz, jakim jest kolejny upadek Grace. Opowieść, jak sztuka, podzielona na osiem aktów, wspaniała, surowa scenografia, wszystko to potęguje wrażenie, że to teatr, zabawa w otwieranie drzwi, których nie ma, inscenizacja o walorach dydaktycznych wymyślona specjalnie dla naiwnej idealistki Grace, która, choć ma dużo dobrej woli, nie jest w stanie urzeczywistnić swoich ideałów, chociaż była przekonana, że jej się uda. Kolejny raz dała się nabrać amerykańskiej, przefiltrowanej przez poglądy dowcipnego reżysera rzeczywistości, w której murzyni z plantacji są usatysfakcjonowani życiem w świecie, gdzie gra się w pokera na kłębki bawełny, gdzie nie ma żadnych podstępów, żadnej odpowiedzialności. Na wolności, nie ma dla nich miejsca, nie ma pracy, tylko niedola jaką musieliby cierpieć pozbawieni niewolniczego wiktu i dachu nad głową. Wolą więc pozostać niewolnikami, skoro wiedzą, że świat białych nie jest gotowy na to, żeby ich przyjąć. Taki paradoks we wspaniałej amerykańskiej wolności.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Pierwsza część trylogii <a... czytaj więcej
Dominika Wernikowska

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones