Już dwa razy zjadło mi wpis, więc krótko: miałki film, posiadający liczne cechy propagandowych filmów, tworzonych w krajach trzeciego świata, o posiadających wszelkie zalety (tzn. tolerancyjnych, bez uprzedzeń rasowych i religijnych, wesołych) prostych Brazylijczykach i złych ale głupich Amerykanach, którzy przyjeżdżają do Brazylii postrzelać do ludzi. Wspomagają ich w tym zwiedzeni mamoną mieszkańcy dużych miast. Po planie chodzi smętny gitarzysta, śpiewając serenady. Zabiedzony młodzieniec jako kochana przez lud transseksualna terrorystka, stanowiąca z dwoma dobrodusznymi kolegami postrach kapitalistów - pewnie miało być z Almodovara, a wyszło po prostu nieprzekonująco - jako element walki ideologicznej zupełnie się nie sprawdza. Miał być Marquez, a wyszła telenowela. Wszystko to, jak rozumiem, żeby wyjaśnić, dlaczego my jesteśmy tacy fajni, a wokół tak niefajnie. Jako komentarz: produkcję sfinansował koncern Petrobras - główny bohater gigantycznej i bynajmniej niepowiązanej z USA afery korupcyjnej, która wstrząsnęła Brazylią (i nie tylko) i wyniosła do władzy (demokratycznie=przez lud) zwolennika szybszej wycinki dżungli amazońskiej. To straszne, że coś takiego dostało nagrodę jury w Cannes.
Film bezwartościowy, więc nie ma czego psuć. Od dawna festiwal w Cannes i nagradzane przez niego filmy schodzi na przysłowiowe psy. Francuzi bronią kinematografii dawnych kolonii albo filmów, w których maczają swe palce. Żenada.
O kurczę. Jak film bezwartościowy to niepotrzebnie oglądałem. Będę wypatrywał Twoich ocen żeby wiedzieć "jak jest"
Radzę porzucić swoje egocentryczne postrzeganie świata. To bardzo ogranicza człowieka.