Co tu dużo gadać, tytuł mówi wszystko: to Jimi na festiwalu w Monterey, od którego to momentu jego kariera ruszyła na dobre. W "macierzystym" obrazie D.A. Pennebakera znalazł się tylko fragment jego występu - wieńczące "Wild Thing", tutaj dostajemy pełny zapis. Jest na co popatrzeć i - przede wszystkim - czego posłuchać. "Hey Joe", "Foxy Lady", dylanowskie "Like a Rolling Stone", "Purple Haze" czy "Wind Cries Mary" w żywiołowych, bezbłędnych wykonaniach. Aż dziw, ze materiał ów wydany został tak późno. Obowiązkowe dla każdego miłośnika muzyki (mam na myśli Muzykę!).