fajny był aktor a tu tak pusto. Chociaż fakt, że zawsze miałem go za debila (nie, że jakiś zarzut, ot, obserwacja po prostu), ale pewnie to przez jego role.
Tzn. jakie te jego role widziałeś? Jak dla mnie Ryan to uosobienie silnego charakteru - taki prawdziwy, 100-procentowy koziro, których już teraz nie produkują. Generalnie w filmach wojennych grywał przeważnie głęboki drugi plan, ale polecam Ci z nim westerny.... nooooo i noooooooir :)
Fakt, że za ostro może trochę.......Byłem świeżo po Crossfire, to mnie tak
natchnęło........A, że twardy był ziomek to nie przeczę, ale jakoś wciąż mi
się kojarzy z takim niezbyt rozgarniętym redneckiem.......ale, ale, żeby
nie było, ja wciąż go bardzo lubię, pewnie trochę dzięki temu właśnie;)
W "Dzikiej bandzie " bardzo mi się podobał, w jakich jeszcze wzbił sie na wyżyny? (tytuły, poza parszywą 12stką którą widziałem tak dawno że nic z niej nie pamiętam)
,,Naga ostroga'' (1953)
Za tą rolę ma u mnie 10/10 (plus ulubione). Facet zdominował cały film (no prawie cały, bo... nie pojawia się na ekranie od razu).
Taki trochę typ Eli Wallacha.
Widziałam tylko dwa filmy z tym aktorem: "Czarny dzień w Black Rock" oraz "Zła od urodzenia". Dwa filmy, dwie odmienne role, w obu mi się spodobał. Chyba obejrzę ten Crossfire, bo trudno mi wyobrazić sobie Ryana jako niezbyt rozgarniętego rednecka :)